Witaj, nieznajomy!
reset hasła
sitemenu serwisy serwisy download gta5 chinatown_wars gta4 vice_city_stories liberty_city_stories gta_advance san_andreas vice_city gta3 gta2 gta1
Vice City Stories: Recenzja
   
12.01.2008 20:18:00

Grand Theft Auto: Vice City Stories jest drugą odsłoną serii, która ukazała się na konsolę PlayStation Portable. Długo nam przyszło czekać na informacje o grze, jednak po ujawnieniu box-arta zalała nas fala zapowiedzi. Pojawiały się coraz to nowsze newsy na temat gry. Czytaliśmy o świetnym soundtracku, grafice, możliwościach gracza. Jednak jak to się prezentuje w rzeczywistości?

Głównym bohaterem jest Victor Vance, który zostaje przeniesiony na służbę wojskową do Vice City. Vic potrzebuje pieniędzy dla brata chorego na astmę. Pracuje więc dla sierżanta Jerry’ego Martineza. Po krótkim czasie ten wrabia Vance’a w posiadanie marihuany, przez co Victor wylatuje z wojska. Wyrzucony na ulice Vic musi podjąć decyzję – zbudować własne imperium lub stoczyć się na samo dno. Fabuła prezentuje się inaczej niż zwykle. Tym razem kierujemy poczynaniami dobrego gościa, który nie zawaha się sięgnąć po broń. Powrócą takie postacie jak Lance, Diaz czy Umberto Robina. Prócz znanych nam ludzi jest wiele nowych charakterów. Wątek fabularny jest przepełniony wulgarnym językiem, narkotykami, seksem czy brutalnością – standard.

Pierwsze misje capią starymi schematami znanymi nam z GTA1. Albo musimy pojechać gdzieś po coś, albo gdzieś kogoś podwieźć czy kogoś zabić. Dopiero po jakimś czasie gry misje nabierają tempa, stają się ciekawsze a co najważniejsze oryginalniejsze. Frustrujące swoją drogą też, ale trzeba przyznać, ze GTA od czasów San Andreas miało za proste zadania. Dodatkowo jest pełno różnych bugów. Podczas wykonywania misji nasz partner wsiądzie do innego samochodu i będzie w nim siedział jako pasażer, cel misji utknie w budynku, który jest dla nas niedostępny i trzeba będzie wpaść na istnie magiczny i szatański pomysł pobicia go przez ścianę, czy jeszcze prowadzony przez nas pojazd wbije się w ścianę.

Sterowanie jest jedną z bardziej dopracowanych aspektów tej części serii. Jak wszyscy wiemy, na PSP trudno zrobić grę TPP ze względu na brak drugiej gałki analogowej, która mogłaby być odpowiedzialna za ruch kamery. Jednak nie zmieniło się tu nic względem LCS. Jest bardzo dobrze. Wyżej wymieniona kamera czasami świruje. Ale skoro jesteśmy przy tym jak widzimy, to przejdźmy do tego co widzimy.

Widzimy grafikę, którą widzieliśmy rok temu. Toni z LCS wyglądał tak samo jak Victor z VCS. Zmieniło się jednak kilka rzeczy... na gorsze. Porażką są pop-upy, które najbardziej rzucają się w oczy. Draw Distance został powiększony, możemy ujrzeć budynki oddalone od nas o kilometry. Ale co z tego jeśli nie widzimy tego co jest przed nami i często wyrasta nam przed oczami jakiś obiekt. Powiedzieliśmy sobie co widzimy, wspomnijmy teraz o tym co słyszymy.

Każdy wie, że soundtrack to jedna z najmocniejszych stron serii. A czy może być coś lepszego niż wspaniały klimat lat 80-tych? W Vice City Stories jest 9 radiostacji, dzięki którym będziemy mogli wczuć się w klimat. Mamy do dyspozycji najbardziej znane piosenki tamtych czasów. Radiostacje więc stoją na bardzo wysokim poziomie. Jednak i tu nie obędzie się bez błędów. Często zdarza się, że radiostacje w grze się zacinają na około 5 minut. Słyszymy wtedy ciszę i dźwięk pracującego napędu PSP. Jest to dość uciążliwe przy wykonywaniu misji taksówkarskich.

W tej odsłonie pojawiło się kilka nowości. Jedną z nich jest opcja budowania imperium. Jest ono dobrym pomysłem. Na wyspach są porozstawiane budynki, które należą do „Bikersów” i „Sharksów”. Aby przejąć taki budynek należy wysadzić pojazd stojący przed nim, zabić ochronę, wejść do środka i zniszczyć wszystko. Po udanym ataku możemy już kupić posiadłość. Aby to zrobić idziemy do tabliczki z napisem FOR SALE. Wtedy naciskamy na d-padzie strzałkę do góry, wybieramy jaki będzie to rodzaj działalności i jak wielki będzie nasz interes. Do tego momentu jest wszystko rewelacyjne. Jednak znowu zaczynają się kontrowersję... Nasze firmy mogą być również atakowane przez wrogie gangi. Wszystko pięknie, gdyby nie to, że nasze posiadłości są atakowane co chwilę. Zastosowano tutaj znany nam z San Andreas system wojen gangów, zmodyfikowano go i wrzucono do gry. Gdy biznes zostanie zaatakowany musisz jechać do niego, wybić wrogów i naprawić wyrządzone szkody. Jeżeli więc dokuczają Ci te ataki będziesz musiał przejąć wszystkie 30 interesów aby gangi dały sobie spokój. Inną ciekawą innowacją jest to, że wrogie gangi nas śledzą. Ale nie dość, że śledzą, to jeszcze do nas strzelają. Bikersi to nie problem, lecz Sharks posiadają AK47, które dość szybko może nas zabić. Ogólnie fajny bajer. Możemy pływać, jednak pojawia się licznik staminy, więc będziemy mogli przebywać w wodzie tylko krótki czas. Niestety nie będzie nam dane nurkować. Inną ciekawą opcją jest są misje R3. Zostały one zmodyfikowane do tego stopnia, że gdy zakończymy misję bez jej zaliczenia nie musimy zaczynać od początku, tylko od danego momentu. Co 5 leveli robi się checkpoint. Praktyczne rozwiązanie. Pojawił się też nowy system walki (kwadrat – blok, x – cios, kółko – blok, trójkąt – chwyt).

GTA: Vice City Stories ma swoje wady i zalety. Rewolucji nie ma, dostajemy po prostu kolejne GTA, które nie jest ani krokiem naprzód ani wstecz. Mogłaby być to gra znakomita, gdyby nie wady, które mocno grę kaleczą. Moim zdaniem, Vice City Stories w pełni zasługuje na ocenę 7/10.